To nie takie proste jakby się wydawało.
Do tej pory obserwowałam pracę mojej przyjaciółki Agaty, która od dawna zajmuje się ceramiką. Lepi, wypala, szkliwi i znów wypala. Trzeba mieć przy okazji dużo cierpliwości, bo glina jest wymagająca, a sam proces dłuuuugi.
Postanowiłam zrobić coś sama. Agata ucieszona, bo długo mnie zachęcała.
Myślę sobie: zrobię coś małego i praktycznego (dodam, że dla mnie biżuteria wpisuję cię w pojęcie sztuki "noszonej" czyli praktycznej i użytkowej), padło na koraliki.
Biorę kawał białej gliny, najpierw kuleczki na "szaszłykach". Ulepiłam chyba z tysiąc.
Tydzień czekania aż wyschną na tyle by można było je włożyć do pieca bez ryzyka rozsadzenia przez parę. Ok, wyglądają po wypaleniu całkiem całkiem. Chcę być ambitna.... i szkliwię...
Wybrałam szkliwo w odcieniu zgniło zielonym. Niestety poniosłam klęskę, po wyjęciu z pieca większość kulek pozlepiała się lub szkliwo ociekło i zdeformowało kulki. Uratowałam kilka.
Pomimo strat i konieczności szlifowania i powtórnego szkliwienia uważam, że i tak wyszło dobrze, wynagrodziła mi to bransoletka którą zrobiłam z tych kilku ślicznych zieloniutkich kuleczek.
Nie poddam się, będę robiła ceramikę dalej :)
Etykiety
anioły
(7)
biżuteria
(178)
bransoletki
(7)
broszki
(34)
ceramika
(50)
dekoracje
(6)
filc
(15)
hafty koralikowe
(16)
inspiracje
(1)
kiermasze
(12)
kolczyki
(26)
kołnierzyki
(2)
komplety
(7)
kotki
(15)
króliki
(6)
len
(17)
maskotki
(44)
misie
(25)
moje fotografowanie
(8)
pejzaż
(4)
pieski
(18)
prosiaki
(2)
różne
(53)
serca
(3)
słonie
(3)
spod igły
(99)
stemple
(1)
sztuka użytkowa
(5)
Tilda
(7)
tworzone na zamówienie
(1)
wisiory
(1)
wydziergane
(11)
ze szmatek
(12)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz