W połowie lutego trwała u mnie hurtowa produkcja kulek filcowych, z których powstały mięciutkie, puchate bransoletki. Narobiłam się niemiłosiernie. Paluchy pokłute igłami do filcowania, ale pomimo bólu, miałam niesamowitą satysfakcję z widoku parapetu całego pokrytego suszącymi się kuleczkami, bo na samym końcu jeszcze je na mokro dofilcowywałam, co jednocześnie przy okazji je wygładza.
W planach mam filcowanie bardziej skomplikowanych kształtów, sześcianów, wałeczków.
No, ciekawe co z tego wyjdzie...
pełne uroku kolorowe kuleczki.)))
OdpowiedzUsuńsuper wyglądają:)
OdpowiedzUsuńNo się zakulało...
OdpowiedzUsuńta ilość mnie przeraża :P musiałaś sporo czasu nad nimi spędzić, ale efekt jest zachwycający!!
OdpowiedzUsuńwow....jakie słodkie kuleczki :) A efekt końcowy fenomenalny! :)
OdpowiedzUsuńjestem pod wrażeniem - ileż to pracy!!!! efekt jest niesamowity i to ostatnie zdjęcie!!!!
OdpowiedzUsuńNapracowałaś się z tymi kuleczkami, ale było warto.
OdpowiedzUsuń